logo IPNInstytut Pamięci Narodowej

Tabakierka z sygnaturą skoczka

O przedmiocie z niezwykłą historią oraz sztuce obozowej mówi Agnieszka Sieradzka z działu zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.


Agnieszka Sieradzka prezentuje zbiory sztuki obozowej uczestnikom seminarium wyjazdowego dla nauczycieli Zagłada Żydów (fot. M. Foks)

Muzeum obchodzi w 2017 roku swoje 70-lecie, ale nie wszyscy wiedzą, że dysponuje ono imponującą kolekcją dzieł sztuki obozowej.

Posiadamy największy zbiór prac artystycznych wykonanych przez więźniów niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych. Składa się z ok. 2 tys. prac wykonanych w czasie wojny i ponad 2 tys. dzieł powojennych autorstwa tych, którzy przeżyli. Większość z nich pochodzi z Auschwitz, ale posiadamy również prace z innych obozów koncentracyjnych m.in. z KL Buchenwald, KL Sachsenhausen i KL Ravensbrück. Zbiory można podzielić na sztukę wykonywaną na zlecenie SS w biurach obozowych i warsztatach rzemieślniczych oraz tę nielegalną, tworzoną w ukryciu, do której należą przede wszystkim portrety, rysunki przedstawiające obozową rzeczywistość, kartki okolicznościowe i drobne przedmioty rzemiosła artystycznego.

Część ze wspomnianych prac powstała w tzw. Lagermuseum.

Było to wyjątkowe komando jak na warunki obozów koncentracyjnych. Funkcjonowało od jesieni 1941 do lutego 1944 roku. Władze obozowe gromadziły tutaj przedmioty związane z historią i religią więźniów, rzeczy  zrabowane okolicznym mieszkańcom oraz prace artystyczne wykonane przez uwięzionych w obozie. Była to również swego rodzaju pracownia, w której utalentowani plastycznie więźniowie wykonywali prywatne zlecenia esesmanów, którzy powstałe tu obrazy w większości wywieźli do III Rzeszy, jako prezent dla rodziny lub znajomych. Po zamknięciu pracowni obozowego muzeum Franciszek Targosz, więzień pełniący wcześniej funkcję kierownika komanda, doglądał zgromadzone przedmioty, pozostali więźniowie musieli niestety przejść do innej pracy.

Jaką rolę w życiu więźniów odgrywała sztuka?

Pozwalała zachować resztki człowieczeństwa, była obroną przed załamaniem psychicznym, które w warunkach obozowych było równoznaczne ze śmiercią. Z pewnością odegrała ważną rolę w ratowaniu życia Bronisława Czecha, jednego z najsłynniejszych polskich skoczków narciarskich okresu międzywojennego. Pracował w muzeum obozowym, gdzie malował na zlecenie esesmanów widoki Tatr, swoich ukochanych gór. Niemcom przypominały zapewne atmosferę Bawarii lub Tyrolu. Zachowały się jedynie dwa obrazy olejne i kilka wykonanych na szkle. Posiadamy jednak dużą liczbę rysunków i szkiców do obrazów, które najprawdopodobniej zostały wywiezione przez esesmanów. Wszystkie przestawiają góry, folklor góralski lub legendy tatrzańskie. Niestety Bronisław Czech, kilka miesięcy po likwidacji Lagermuseum, zmarł w obozowym szpitalu.

 

Pejzaż tatrzański pędzla Bronisława Czecha (fot. M. Foks)

Słynny polski olimpijczyk wykonywał w obozie również przedmioty z drewna – szkatułki i tabakierki. Jedna z nich ma ponoć fascynującą historię.

To prawda. Bronek Czech wykonał tabakierę z drewna dębowego. Podarował ją Józefowi Polakowi, koledze obozowemu ze Śląska, w podziękowaniu za tłumaczenie listów. Jak wiadomo korespondencja mogła wychodzić z KL Auschwitz na obozowych formularzach wyłącznie w języku niemieckim. Tabakierę od zewnątrz zdobił ornament, od wewnątrz zaś sygnatura autora – wyżłobiona sylwetka skoczka narciarskiego.

Jak to się stało, że przemierzyła setki kilometrów?

Józef Polak niezwykle cenił sobie tę pamiątkę. Przekazał ją potajemnie swemu bratu Janowi, siłą wcielonemu do Wehrmachtu, podczas widzenia w obozie. Jan Polak trafił na front włoski, gdzie dostał się do niewoli. Według zachowanej w archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau relacji był przesłuchiwany przez polskich żołnierzy, z których przynajmniej dwóch pochodziło z Zakopanego. Pokazał im tabakierę z sygnaturą słynnego skoczka narciarskiego i oświadczył, że został siłą wcielony do armii niemieckiej, a jego brat jest więźniem KL Auschwitz. Żołnierze dali wiarę jego słowom. Odzyskał wolność i walczył w polskich szeregach do końca wojny.

W jaki sposób tabakiera powróciła na teren byłego obozu?

Przekazał ją do Muzeum Józef Polak, więzień dla którego powstała.

Tabakiera wykonana w KL Auschwitz przez Bronisława Czecha, słynnego polskiego olimpijczyka (fot. M. Foks)

Wśród znanych więźniów KL Auschwitz był również Xawery Dunikowski.

Trafił do Auschwitz w wieku 65 lat; w chwili wyzwolenia miał ich prawie 70. Przeżył obóz głównie dzięki pomocy obozowych kolegów, również jego uczniów, absolwentów Akademii Sztuk Pięknych, gdzie Dunikowski był profesorem. Opiekowali się nim, dostarczali dodatkowe porcje jedzenia i odzieży, ukrywali w obozowym szpitalu, a w przypadku selekcji zabierali go z rewiru. Dunikowski zawdzięcza życie również swojej sławie. Przed wojną odbyła się w Niemczech duża wystawa jego dzieł, którą oglądał sam Adolf Hitler. Esesmani wiedzieli kim jest Dunikowski i zamawiali u niego rzeźby. Jak wynika z powojennych relacji więźniów artysta zawsze odmawiał realizacji zamówienia, twierdząc, że nie będzie niczego wykonywał dla Niemców. Mówił to na szczęście po polsku, a tłumacz przekazywał, że rzeźba powstanie. Ponoć wykonywali ją obozowi koledzy.

Zauważyłem dwa obrazy olejne przedstawiające plac budowy. Nie odzwierciedlają warunków obozowych...

Talent więźniów wykorzystywany był też w biurze budowlanym do wykonywania makiet oraz obrazów przedstawiających rozbudowę obozu. Zachowały się trzy znacznych rozmiarów obrazy olejne. Dwa pokazują budowę nowego odcinka obozu, tzw. Erweiterung (wybudowane w 1944 roku budynki wchodzą obecnie w skład Osiedla Rotmistrza Witolda Pileckiego, sąsiadującego z Muzeum Auschwitz, które należy do strefy ochronnej pomnika zagłady – przyp. M.F.). Trzeci z nich ilustruje budowę fabryki Union Werke, wcześniej była tu fabryka Kruppa, czyli wytwórnia amunicji, której ruiny zachowały się do dziś. Dzieła te mają charakter propagandowy i jak Pan zauważył nie pokazują rzeczywistości obozowej. Władysławowi Siwkowi, autorowi dwóch ze wspomnianych obrazów, nie pozwolono namalować pasiaków i ogolonych głów. Przedstawieni na nich więźniowie wyglądają dobrze, noszą cywilną odzież i kapelusze. Typowy obraz placu budowy. Materiały budowlane przewożone są furmankami ciągniętymi przez konie, a przecież w rzeczywistości dźwigali je zwykle więźniowie. Nie znajdziemy tu scen bicia, upokorzenia i niewolniczej pracy.

 

Ruiny fabryki Union (fot. M. Foks)

 

Prawdę o obozowym życiu pokazywały natomiast karykatury rysowane przez więźniów.

Może wydawać się to zadziwiające, że karykatura, która ma przecież na celu wywoływanie uśmiechu, w ogóle powstawała w takim miejscu. Śmiech, lub choćby jego zalążek, był tak samo potrzebny tym ludziom jak sztuka – pozwalał zdystansować się od rzeczywistości, był elementem normalnego życia, koniecznym momentem ulgi i odprężenia. Wykonywano karykatury kapo, czyli więźniów funkcyjnych, oraz esesmanów, choć te w większości się nie zachowały, gdyż autorzy, w obawie przed konsekwencjami, niemal natychmiast po wykonaniu niszczyli je. Ilustrowano również absurdalne sytuacje obozowe. Mamy w zbiorach pracę dotyczącą kantyny obozowej, nazywanej w żargonie „kantownią”, ponieważ nie znajdowało się tam nic, czym można by było zaspokoić głód. Oferowano natomiast produkty bardzo słabej jakości, nie nadające się do spożycia, ewentualnie papierosy i formularze listowe.

Talent więźniów wykorzystywany był również przez lekarzy obozowych.

Zgadza się – do rejestrowania panujących w obozie chorób oraz przeprowadzanych eksperymentów medycznych. Znamy nazwiska więźniów, którzy wykonywali tego typu prace, ale zachowały się jedynie portrety autorstwa czeskiej Żydówki Diny Gottliebovej. Wykonała je na polecenie niesławnego dr. Josefa Mengele, który potrzebował ilustracji do swojej pseudonaukowej pracy na temat fizycznego podobieństwa Sinti i Romów, pochodzących z różnych krajów Europy. Nie był zadowolony z efektów fotografii kolorowej, dlatego poszukiwał utalentowanego malarsko więźnia.

Dlaczego wybrał akurat ją?

Dinę Gottliebovą przywieziono z getta Theresienstadt i umieszczono na specjalnym odcinku rodzinnym KL Auschwitz II-Birkenau. Wówczas na ścianie baraku dla dzieci namalowała sceny z bajek Walta Disneya – królewnę Śnieżkę i siedmiu kransnoludków. Mengele dowiedział się o tym i zatrudnił u siebie. Praca na jego zlecenie z pewnością uratowała Gottliebovej życie, gdyż niemal wszyscy więźniowie z odcinka rodzinnego dla Żydów z Terezina zginęli w komorach gazowych. Dina i jej matka ocalały.

Autorka portretów domagała się od Muzeum zwrotu prac.

Szanujemy emocje byłych więźniów, również te, związane z przedmiotami znajdującymi się w naszych zbiorach. Jednak środowiska byłych więźniów, przedstawiciele państw Unii Europejskiej, krajów spoza wspólnoty oraz organizacje Sinti i Romów wyraziły opinię, że tego typu przedmioty nie mogą służyć wyłącznie do prywatnego użytku. Nie są to bowiem tylko prace artystyczne, ale także dowód zbrodni, ważny dokument historyczny i należy je przechowywać tam, gdzie przemawiają do milionów ludzi. Zapewniam, że prace pani Diny Gottliebovej są przechowywane w odpowiednich warunkach. Dwa oryginalne portrety można zobaczyć w sali prelekcyjnej, cztery kolejne są pokazywane na wystawie poświęconej eksterminacji Sinti i Romów w Bloku 13. To jedyne miejsce na wystawie stałej, dostępnej wszystkim zwiedzającym, gdzie można je zobaczyć. Pełnią tam bardzo ważną funkcję i to z dwóch powodów: po pierwsze, zachowało się bardzo mało materiałów ikonograficznych, związanych z eksterminacją Sinti i Romów w KL Auschwitz, po drugie, w kulturze romskiej wizerunki zmarłych osób otaczane są czcią.

W jaki sposób po wojnie gromadzono zbiory sztuki obozowej?

Rozesłano listy do byłych więźniów, a także mieszkańców Oświęcimia i okolic, z prośbą o przekazywanie przedmiotów lub prac artystycznych, które mogły powstać w KL Auschwitz. Udało się w ten sposób pozyskać kilkanaście obrazów malowanych przez więźniów w obozie. Większość obrazów niestety zaginęła, być może bezpowrotnie. Gros prac, które posiadamy w naszych zbiorach została przekazana przez byłych więźniów lub ich rodziny, ale są także przedmioty podarowane przez osoby, które po wojnie weszły w ich posiadanie.

Czy udało się odnaleźć dzieła sztuki ukryte na terenie obozu?

W 1947 roku w fundamentach jednego z baraków na odcinku BIIf, pełniącego funkcję szpitala obozowego – znajdował się w sąsiedztwie krematoriów IV i V, – odnaleziono szkicownik złożony z 22 kart. Przedstawiają życie więźniów w obozie Auschwitz II – Birkenau, a także sceny ilustrujące masową eksterminację, selekcję na rampie oraz prowadzenie Żydów do komory gazowej. To jedyne rysunki w zbiorach Muzeum, które dotyczą bezpośrednio tematu zagłady.

Zdarza się, że na terenie byłego obozu zwiedzający znajdują przedmioty pochodzące z okresu funkcjonowania obozu. Jak powinni się wówczas zachować?

Miejsce pamięci jest traktowane jak cmentarz, dlatego nie prowadzimy badań archeologicznych. Zwiedzający powinni takie przedmioty zostawić w miejscu odkrycia, w żadnym razie nie wolno ich zabierać ze sobą.

W sali prelekcyjnej prezentowane są również drzwi do komory gazowej. To bardzo ważny przedmiot, nie jest jednak związany ze sztuką obozową.

Drzwi będą w przyszłości elementem nowej wystawy stałej – zostaną umieszczone w części wystawy poświęconej Zagładzie. Obecnie prezentujemy je w sali prelekcyjnej ze zbiorami sztuki. Umieściliśmy je w specjalnej gablocie, zapewniającej odpowiednie warunki przechowywania.

Gdzie będą eksponowane zbiory sztuki po powstaniu nowej wystawy stałej?

Oryginały prac chcemy pokazywać w budynku byłej kuchni. Zależy nam na próbie zaprezentowania emocji więźniów obozu, dzisiaj już bardzo trudnych do odtworzenia oraz wartości, które niesie ze sobą sztuka obozowa, czyli przede wszystkim ich walkę o zachowanie godności ludzkiej.

W jaki sposób można zobaczyć obecnie prezentowaną wystawę sztuki obozowej?

Zamiar wizyty należy zgłosić do Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście. Przyjmujemy wszystkie zainteresowane osoby, głównie grupy młodzieży z całego świata z nauczycielami.

Myślę, że jest to doskonały wstęp do obejrzenia Państwa zbiorów na żywo. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Maciej Foks